"Kochajcie teatr w sobie, a nie siebie w teatrze"
~Konstanty Stanisławski

niedziela, 29 czerwca 2014

Popremierowo

Czuję, że uszło ze mnie całe ciśnienie... Egzamin licencjacki zdany! Wbrew pozorom i całemu towarzyszącemu stresowi, nie było tak najgorzej. Nawet jestem skłonna powiedzieć, że poszło jak po maśle. Oczywiście wiele zależało od szczęścia, a mianowicie od tego jakie pytania sobie wylosujemy. Ja akurat trafiłam na bajecznie łatwe, takie, na które większość potrafiłaby odpowiedzieć - walory turystyczne Hiszpanii i dokumenty finansowe w przedsiębiorstwie. Niestety, nie każdemu się poszczęściło - trzymam za Was kciuki we wrześniu :) Tym razem na pewno się powiedzie.

W nagrodę dostałam taki oto piękny bukiecik :)


Następnego dnia, oprócz wyprowadzki z akademika (szczerze nienawidzę przeprowadzek, a jeszcze tyle przede mną), czekało mnie fajne zwieńczenie dnia. Odbyła się premiera naszego filmu "Adieu" w Kinie Zamek. Sala mieściła 50 osób, a na premierę przybyło sporo ponad stan :) Fajnie, że twórcom udało się wzbudzić takie zainteresowanie. Mam nadzieję, że wszystkim się podobało.

                                           Oto kilka zdjęć z premiery. Pełna sala na wejściu.

A to nasz reżyser - Krzysztof Kuźnicki


 Na premierze miało miejsce uroczyste wręczenie dyplomów dla uczestników warsztatów, którzy tworzyli film od podstaw. Tutaj "Pan Ciasteczko"

Dyplom dla Pani Aleksandry Szachniewicz - główna rola


Na zdjęciu Ania Wiśniewska, która zajmowała się scenariuszem i montażem "Adieu"



Poza tymi wszystkimi rewelacjami popremierowymi i policencjackimi, mam także prawdziwy skarb :) Dlatego muszę Wam o tym powiedzieć i to pokazać!
Od jakiegoś czasu bardzo interesuję się tematyką II wojny światowej i Powstania Warszawskiego. Koleżanka mojej mamy przywiozła nam coś, co sprawiło, że trzymając to w rękach, nie mogłam powstrzymać łez wzruszenia.


Zrobiłam zdjęcie na dłoni, żebyście widzieli, jaka jest maleńka. Ta kieszonkowa książeczka należała do prababci tej kobiety, która ją przywiozła. Jest zachowana w świetnym stanie. Jej właścicielka wróciła razem z nią z Syberii. Na wstępie modlitwa Polaka w czasie wojny.




Trudno powiedzieć dokładnie, z którego roku jest ta książeczka. Jest prawdopodobieństwo, że już z czasów I wojny światowej, bo w środku był obrazek z 1916 roku. Pismo i to, w jaki sposób został zachowany, może wskazywać na to, że książeczka znalazła się w posiadaniu właścicielki w zbliżonym czasie.

Musiałam się  tym z Wami podzielić.. Niewiele jest tak pięknych rzeczy jak historia, której można dotknąć i poczuć jej zapach :)

czwartek, 19 czerwca 2014

Premiera "Adieu"

Wprawdzie nie mam teraz zbyt wiele czasu, bo moje dni wyglądają mniej więcej tak:


ze względu na coraz ostrzejsze przygotowania do środowego egzaminu, ale zrobię wyjątek i machnę krótki post, bo takiej okazji nie można przepuścić :)


Już w przyszły czwartek, tj. 26.06 o godzinie 19 odbędzie się premiera filmu "Adieu" w Kinie Zamek. Jeśli macie ochotę zobaczyć, serdecznie zapraszam - wstęp jest wolny (dołączajcie do wydarzenia na facebook'u). Od poniedziałku w mieście rozwieszone zostaną plakaty promujące film:

A tutaj dostępny jest link do kanału YouTube Stowarzyszenia Kamera, które zamieściło ścieżkę muzyczną do "Adieu": https://www.youtube.com/watch?v=YZu-pq_L8zs . Wykonanie: Mario Cordina

Jest i informacja na temat filmu zamieszczona przez portal wszczecinie.pl


To tyle o premierze.
Teraz chwila na moją prywatną myśl i odrobinkę rozrywki. Nie wiem dlaczego, ale za każdym razem, kiedy w mojej głowie pojawia się magiczne słowo "reżyser", to przypomina mi się pewien kabaret. Od tej pory dla mnie reżyser już zawsze będzie przechrzczony na "Pana Reżyserza"!  Zobaczcie: https://www.youtube.com/watch?v=Y_w9UxmOm9I Pozdrowienia dla wszystkich "Reżyserzów" :D

To tak na dobranoc :)



środa, 11 czerwca 2014

Fotorelacja z planu filmowego w Nowogardzie

Cześć i czołem!

Ostatnio doskwiera mi kompletny brak czasu na pisanie postów i felietonów przez nadchodzący wielkimi krokami egzamin licencjacki (już za dwa tygodnie), ale już śpieszę z nowościami specjalnie dla moich stałych gości :)

W minioną sobotę robiliśmy scenę z filmu "Wiosna", która miała być zrealizowana wcześniej, ale nastąpiły nieprzewidziane okoliczności. Kiedy przyjechaliśmy do Nowogardu z malutkim opóźnieniem, żar lał się z nieba. Ale nie było wymówek. Wszyscy byliśmy szczęśliwi, że wreszcie możemy nakręcić tę scenę. Nie mogłam się doczekać. Wprawdzie moja "rola" to statystowanie, ale i tak uwielbiam tę pracę :) Nawet jak bym miała tylko siedzieć na planie i obserwować, to byłabym szczęśliwa!
 Scenę robiliśmy jakoś dobrze ponad trzy godziny. Scena odbywała się w plenerze, a konkretniej na dworcu PKP, gdzie jak wiadomo panuje spory tłok w czasie przyjazdu pociągów. Chwała Bogu, że na tej trasie pociągi nie jeżdżą zbyt często :P Ale nakręciliśmy jedno ujęcie w trakcie przyjazdu pociągu na stację wśród tłumu wysypujących się z niego ludzi. To było dla mnie bardzo ciekawe doświadczenie, bo trzeba było troszkę improwizować, żeby udało się "zdobyć" jak najwięcej materiału i trochę współpracować z tym co się dzieje dookoła. Wiadomo - pociąg przyjechał tylko raz w tym czasie i tylko raz byli tacy ludzie i takie okoliczności. Trochę jak z wycieczką objazdową - tylko raz taka chwila, taka grupa, takie miejsce i już nigdy więcej się to nie powtórzy... Chciałyśmy wsiąść nawet do pociągu na chwilę, żeby wyglądało to autentycznie, ale jakoś się nie zgrałyśmy, zrobiło się wśród ludzi ciasno upchanych jakieś małe zamieszanie i w końcu nie wsiadłyśmy. A szkoda, że się nie udało. Mimo to byłoby fajnie, gdyby reżyserowi udało się wykorzystać to ujęcie. Może coś się nada ;)


Oczekiwanie na ujęcie :D Jakie napięcie! (nie czuję jak rymuję)



Podglądałam co tam ciekawego uchwycił Mario ;)


Paula została przechrzczona - "Pani od klapsa" :D


Główny bohater, którego rolę odgrywa Adrian. Rozkminia uwagi reżysera.



 No to GRAMY!!!


Nieprzewidziane okoliczności, a mianowicie - zebrała nam się spora publiczność :) Pozdrawiam Panów !


Oboje z genialnymi minami :) "Nasze zakochańce"


TO jest już zupełnie BEZBŁĘDNE ujęcie! Chapeu bas Martyna! :)




 Z koordynatorką planu i aktorem pierwszoplanowym ;) (brzmi poważnie)


Grupowa focia


Nawet udało nam się po wielu próbach nakłonić naszego "Pana Reżyserza", żeby nam zapozował :D


I.. Nauczyłam się nowej rzeczy! :) Dowiedziałam się od reżysera o efekcie Kuleshova. Mianowicie chodzi o to, że jest pokazana twarz aktora z jedną emocją (a w zasadzie nawet kompletnym jej brakiem), która jest tak neutralna, że pasuje pod każde następne ujęcie; czy to śmierć dziecka, czy to piękna kobieta, czy talerz zupy. Dla tych, którzy niewiele rozumieją z mojego ględzenia - filmik.

A tutaj był plan, żeby zrobić właśnie taką nautralną mimikę. Jak wyszło - jeszcze nie wiem. Zobaczymy. Ponoć Adrian jest w tym dobry ;)


No przecież.. czy te oczy mogą kłamać?


A tutaj moje i Kasi fotki w "kapelindrze" skradzionym Pani Halince. Wszystkie zdjęcia wykonała Uf Inka. Wszelkie prawa zastrzeżone.




niedziela, 8 czerwca 2014

Oberki, kujawiaki i tym podobne hulańce

W zeszłą sobotę uczestniczyłam w warsztatach tanecznych z tańca narodowego pod opieką zespołu Szczecinianie. Instruktorką była kobieta o niesamowitej energii, Pani Ewa Ott - Kamińska, a na akordeonie przygrywał jej mąż, Pan Krzysztof Kamiński. Para niesamowitych ludzi, którzy nie tylko tańczą i grają, ale także śpiewają. Dzięki nim 3 godziny zleciały jak z płatka i nie trzeba było nawet robić żadnych długich przerw. Na początku, jak zawsze, było trochę trudno. Nie łapaliśmy jakoś tych wszystkich kroków, ale im dłużej tańczyliśmy, tym lepiej nam wychodziło. Nauczyliśmy się kujawiaka, krakowiaka, oberka no i podszlifowaliśmy poloneza, którego pewnie każdy tańczył chociaż raz w życiu. Jeśli ktoś z Was wybiera się do PWST lub Łódzkiej Filmówki, to koniecznie musicie znać tańce narodowe, aby zaprezentować je przed komisją.

Dla mnie krakowiak okazał się fajnym tańcem, ale jeszcze muszę poćwiczyć hołubce, czyli jeden z kroków krakowiaka (uderzenie obcasem o obcas z jednoczesnym podskokiem). Średnio mi to wychodziło. Przy kaszce (trzymanie się za ręcę, palce stóp dosunięte do palców partnera i wirowanie dookoła z mocnym wygięciem w tył) mało się nie pozabijaliśmy przez niezbyt wielką ilość dostępnej przestrzeni na sali. Jednak jakoś wszyscy żyjemy..

Przy oberku problem stanowił jeden krok, ale jakoś poszło. Później uczyliśmy się kujawiaka, który wyjątkowo mi się spodobał.

Poloneza, wiadomo, prawie każdy tańczył, więc każdy znał kroki.

Na koniec zaśpiewaliśmy sobie pieśń Orawa przy akompaniamencie akordeonu. Podsumowując, warsztaty to była fantastyczna zabawa i przydatna lekcja, szczególnie dla nas :)