"Kochajcie teatr w sobie, a nie siebie w teatrze"
~Konstanty Stanisławski

poniedziałek, 29 września 2014

Totalny MISZ MASZ!

Cześć, cześć, cześć!

Po 20 dniach nieobecności znowu do Was wracam. W ogóle można powiedzieć, że wracam do świata żywych. Choróbsko ciągnie się niemiłosiernie, ale wydaje mi się, że jest już lepiej. Mimo, że jest ciepło, zaopatrzyłam się w gruby szalik i czapkę, bo wieczory coraz częściej dają w kość. Teraz profilaktyka jest moim bratem. Liczę na to, że będzie coraz lepiej. Przynajmniej na plus jest to, że kontuzja (odpukać) odeszła w niepamięć, więc wreszcie mogę wrócić na zajęcia z tańca i z szermierki. Mam spore zaległości, niestety.

W skrócie opowiem Wam o wszystkich najważniejszych rzeczach, które wydarzyły się przez ten czas. Przede wszystkim dostałam  wreszcie swoją wymarzoną pracę na recepcji i jest cudnie. Oby tak zostało. Kraków zaczynam ogarniać coraz bardziej, ale w dalszym ciągu Stare Miasto jest mi obce. Jakoś brak czasu i kiepski stan zdrowia ostatnio nie pozwalał na wędrówki po rynku, ale pewnie wkrótce to się zmieni. Zaklimatyzowałam się w tym mieście na dobre! Mówię Wam, że tu jest zupełnie inaczej. Jestem wreszcie SZCZĘŚLIWA, bo odnalazłam swoje miejsce na Ziemi. Nie pomyliłam się, wybierając akurat Kraków.

Na zajęciach uczyłam się ostatnio początków teatru i wiecie co..? Zdziwicie się, ale to, co nam wciskają w szkołach, że podwaliny dał teatr grecki, to jest totalny bullshit! Tak naprawdę wszystko zaczęło się od teatru cienia i... A wicie co? Może nie będę Wam tego opisywała. Lepiej w wolnej chwili machnę o tym felieton, o!

Na zajęciach z wiersza uczyliśmy się przede wszystkim intonacji i rytmu. Pan Korwin - Kochanowski opowiadał nam o tym, gdzie w wierszu znajduje się średniówka i pauza klauzlowa i co to takiego jest. Co to są za wynalazki, czym się różnią i po co się je używa? Już Wam mówię! Obie są punktami podziału w wersie. Znajdują się one w wierszach tonicznych, sylabicznych i sylabotonicznych.
Średniówka w wierszu jest zawsze mniej więcej w środku wersu, czyli jeśli przykładowo bierzemy pod lupę jedenastozgłoskowiec, to średniówka występuje po 6 sylabie (w trzynastozgłoskowcu po 7), a pauza klauzulowa jest na końcu wersu - po kolejnych 5 sylabach.
Jedna i druga nadają wierszowi odpowiedni rytm. Dzięki temu występuje także dostosowana do tekstu intonacja, a co za tym idzie - powstaje EFEKT, czyli wytworzenie napięcia, odpowiedniej atmosfery i naniesienie emocji na tekst. To wszystko jest możliwe właśnie dzięki średniówce i pauzie. Różnica między nimi jest taka, że przy średniówce powstaje tak zwana antykadencja, czyli ton głosu idzie do góry, co pokazuje, że za chwilę dopowiemy coś do tego, ale zawieszamy na krótką chwilę głos, na tym krótkim dźwięku, tworząc napięcie.  Po chwili dokańczamy wers kończąc pauzą klauzulową i tutaj ton głosu idzie w dół, czyli powstaje dekadencja (bez względu na to czy jest przerzutnia czy nie - a najczęściej jest, bo własnie chodzi o przytrzymanie głosu, żeby zrobić odpowiedni nastrój, a nie jak panie w szkole uczą, żeby lecieć dalej). Jest to świetny zabieg, dzięki któremu publiczność jest Wasza. Pod warunkiem, że tego nie skaszanicie!
Trochę to wszystko jest jeszcze dla mnie czarną magią, ale wiem już, że "Pana Tadeusza" nie można sobie tak po prostu odklepać, bo zgubi się rytm i to w ogóle nie będzie to samo. Skoro to jest napisane wybitnie, wszak to trzynastozgłoskowiec, to i trzeba to odpowiednio powiedzieć. Na pewno wymaga to bardzo dużo pracy, ale wierzcie mi- efekty są wymierne.

Z kolei na zajęciach z dykcji, oprócz, rzecz jasna, ćwiczeń na dykcję, które zawsze poprzedza odpowiednia rozgrzewka, i ćwiczeń oddechowych, również uczyliśmy się odpowiedniego modulowania głosu. W tym przypadku nauczyliśmy się, że wszystkie 6 samogłosek, które znajdują się w języku polskim (a, e, i, o , u, y) zawsze w każdym wyrazie delikatnie wydłużamy, a wszystkie wyrazy mówimy wolniej niż zazwyczaj. Poza tym, jeśli w wyrazie mamy przykładowo dwie takie same litery obok siebie, jak np. WANNA, PANNA, itd. to tego n nie dublujemy w wypowiedzi, tylko mówimy pierwsze n i delikatnie przeciągamy jego wymowę i powstaje PAN__A. I malutkie utrudnienie, bo jeśli taka sama sytuacja jest pomiędzy wyrazami, przykładowo:  Rycerz z Zarzecza, reżyser z Zarzecza - staramy się wypowiedzieć każde "z" osobno, w żadnym wypadku nie może być powiedziane pojedynczo, czyli nie : Rycerz (z)arzecza i reżyser (z)arzecza. Nie wiem czy to jest wystarczająco obrazowo pokazane, ale jęsli ktoś będzie chciał z tego czerpać, to może się połapie, a jak nie, to piszcie, wyjaśnię!
Kolejna sprawa, skoro już pojawiło się w mojej wypowiedzi "się". W życiu nie wymawiamy na końcu wyrazu żadnego "ę"! Absolutnie! Zawsze "ę" redukuje się do "e". No chyba, że odbiorca może mieć wątpliwości co do osoby, której dotyczy dany czasownik, przykładowo: PIJĘ - wymawiamy pije, a że opuszczamy z reguły zaimek osobowy, to można błędnie pomyśleć, że ON PIJE.. W takich wypadkach i tylko w takich dopuszczalne jest delikatne zaznaczenie "ę".
Inaczej sprawa ma się z "ą". Każdy aktor, lektor, czy ktokolwiek, kto zawodowo pracuje głosem, musi wymawiać piękne "ą". "ą" i "ę" to są samogłoski nosowe (jedyne dwie, które mają zapis graficzny). Wypowiadanie "ą" ma dwie fazy. Pierwsza z nich to ustna, kiedy mówimy "O", a druga to nosowa, w której mówimy "i", a cały głos skoncentrowany jest na nosie, a nie na ustach. Wypowiedzcie na głos ładne, czyste "ą" i przysłuchajcie się - rzeczywiście jest to słyszalne w ten sposób.
Pozostałe samogłoski nosowe, które nie mają zapisu graficznego to : -an, -en, -in, -on, -un, -yn. Powstają one w środku wyrazu, kiedy zamieniamy na nie "ą" i "ę". A dzieje się tak zawsze, kiedy stoją one zaraz przed spółgłoskami szczelinowymi: s, ś, z, ź, ż, sz, h, w, f.
Wiem, trochę to skomplikowane, ale postaram się pokazać to na przykładzie. WSTRZĄS - co tutaj słyszycie? WSTRZONS. Właśnie dlatego, że "ą" znajduje się przed spółgłoską szczelinową "s" i "ą" rozdziela się na "o" i "n". Wiele jest takich przykładów; GĘŚ, STĘSKNIŁ, MĄŻ, WĄŻ, WĄSY...

Dużo, dużo tych informacji. To tyle,. ile ja póki co ogarniam jako tako. Wiadomo, mogę się mylić, ale o to własnie chodzi na tym blogu - ja tutaj przekazuję Wam jak wygląda cały proces uczenia się tego wszystkiego, jak człowiek przekonuje się, że coś tam jednak robił źle i zdaje sobie nagle sprawę z własnych błędów. Jeśli kiedykolwiek będziecie się uczyli poprawności wypowiedzi, to zacznie nagle słyszeć momentalnie wszystkie niedocięgnięcia, wszystkie błędy. Dlatego, niech Was nie dziwi, że w takiej szkole powiecie "dzień dobry",a nauczyciel na wstępie Wam powie, że macie wadę wymowy. Ja dzisiaj, tak jak cała reszta mojej grupy, usłyszałam, że mam wadę wymowy! A to niespodzianka, bo w życiu bym nie przypuszczała. To wszystko dlatego, że nie mamy dookoła właściwych wzorców. Mój problem polega na seplenieniu podczas wymawiania "sz, s, z" itp, czyli tych "szeleszczących". W trakcie ich artykułowania język opiera się na zębach, a powinien na podniebieniu. Ale na razie jeszcze nie wiem dokładnie jak to powinno wyglądać... W każdym razie czeka mnie praca z logopedą. Bez tego ani rusz, bo cała nauka na marne. Szkoda, że w szkole nam tego nie zapewniają (przyjdzie do nas logopeda tylko na jedne zajęcia i zdiagnozuje jedynie). W Larcie są zajęcia z kobietą, która jest logopedą i ona ich ukierunkuje, wszystkiego ma ich nauczyć. My mamy z kolei impostacje z kobietą, która jest również logopedą, ale nie wiem czy będzie pracowała nad naszymi wadami wymowy jakoś szczególnie czy raczej nad rozwinięciem oddechu, mówieniu z przepony i podtrzymaniu głosu. Zobaczymy...

Na etiudy mieliśmy się nauczyć monologu Hamleta i do końca października zaliczyć. Do tego mamy zrobić około 3-minutową etiudę z życia wybranego zwierzątka. Jednak co tydzień mamy prezentować, brać do siebie uwagi, nanosić poprawki i w ten sposób dojść do zaliczenia. Ja na pierwszy termin nie poszłam, bo leżałam rozłożona w łóżku. Poszłam na drugi, powiedziałam jako druga (dwa razy się zacięłam z tekstem z nerwów). Poczułam tekst bardzo, bo jest mi bliski, wydobyłam z siebie emocje i zrobiłam wszystko to, czego nauczyłam się dotychczas - wodziłam oczami po całej widowni, modulowałam głos, zawieszałam go. Mówiłam to tak, jak czułam. Byłam w ogromnym szoku, bo kiedy skończyłam mówić, po chwili ciszy, rozległy się brawa, których nie odpuścił nawet wykładowca. Usłyszałam kilka ciepłych słów, które pozwoliły mi poczuć się pewniej i uwierzyć, że jednak jestem na właściwej drodze i jest jakiś powód tego, że tu jestem właśnie. Żeby zaliczyć, musiałam powiedzieć tekst jeszcze raz bez pomyłki. Tym razem już się tak nie denerwowałam, bo wiedziałam, że zostało to przyjęte z aprobatą. Nie pomyliłam się. Znowu dostałam brawa i pan Luśnia stwierdził, że tym razem mówiłam jeszcze lepiej, więc widać, że będę robiła postępy. Naprawdę pomogło mi to bardzo uwierzyć w swoje możliwości i umiejętności. Do tego poprawiło humor na resztę dnia.

Co jeszcze ciekawego? Na monologi musieliśmy przeczytać książkę i teraz jesteśmy na etapie wybierania swojego monologu z tej książki. Bardzo ciekawa - "Sen o Ameryce" Michaela Vinera. Książka o młodych Rosjankach i Ukrainkach, które zostały prostytutkami albo tancerkami erotycznymi. W książce znajduje się mnóstwo opowieści i każda niesie ze sobą inną historię o innej kobiecie. Naprawdę warto przeczytać.

Byłam ostatnio na castingu. Jedna z byłych studentek tej szkoły, która jednak poczuła, że jej powołaniem jest reżyseria, chce stworzyć ciekawy film. Nie będę zdradzała o czym, bo sama wiem niewiele, a jest to raczej, jak wiadomo, tajemnicą. Zdjęcia miały się odbywać w kilku europejskich miastach. Tym bardziej zachęcające. Przebieg castingu był dziwny. Oglądali moje dłonie, pytali czy palę, jaki jest mój stosunek do narkotyków, czy rozebrałabym się, gdyby tego wymagał film lub sztuka, czy mam facebooka i ilu mam znajomych.. To ostatnie wyjątkowo mnie rozbawiło. Później musiałam zaśpiewać piosenkę. Śpiewanie, póki co, nie jest moją mocną stroną, ale dałam z siebie tyle, ile tylko potrafiłam śpiewając 'Kolorowy wiatr" Edyty Górniak. Później to samo miałam zaśpiewać na "wkurwieniu" (A, przyzwyczajcie się, że w tym środowisku wyjątkowo dużo stosuje się wulgaryzmów i już po pierwszym tygodniu nikogo to nie dziwi). Później miałam zagrać żonę jednego z jurorów, który mnie zdradził. Zaczęłam się na niego drzeć i wyzywać go, a jak powiedział, że to tylko moja siostra, żebym wyluzowała, stwierdziłam, że jest dziwką i nie może się nazywać już moją siostrą :D A on na to, że to u nas rodzinne, więc podeszłam i chciałam go strzelić w papę, ale wiadomo, że jak się zamachnęłam, to tego nie zrobiłam. Później miałam pokazać jaka jestem szalona, więc skakałam i rzucałam się jak idiotka i wiem, że to mnie zgubiło, a później miałam sobie wyobrazić, że jestem na imprezie i tańczę (bez muzyki). Najwyraźniej nie poszło mi najlepiej, bo nie dostałam się do drugiego etapu. Mogę to zgonić na karb choroby, nieodpowiedniego przygotowania, tego, że nie miałam okazji powiedzieć tekstu, ale tego nie zrobię. Po prostu się nie udało, trudno. Najważniejsze, że poczułam się po tym o wiele silniejsza i mogłam niemalże góry przenosić :)

wtorek, 9 września 2014

Pierwsze koty za płoty

Od ostatniego wpisu minął tydzień. Przez ten czas działo się tak wiele, że trudno było zebrać myśli i podzielić się jakąś konkretną opinią na temat szkoły. Przede wszystkim, jak już wspominałam ostatnio, przeziębienie bardzo utrudniało funkcjonowanie w nowym mieście i w nowej sytuacji, w jakiej się znalazłam. Co prawda nadal trochę doskwiera mi to i owo, co zostało po choróbsku i powróciła kontuzja, ale samopoczucie jest znacznie lepsze, niż w zeszłym tygodniu. Nadal jednak nie udało mi się znaleźć odpowiedniej dla mnie pracy, ale liczę na to, że wkrótce się to zmieni. Praktycznie codziennie mam poumawiane jakieś rozmowy kwalifikacyjne.
Wracając jednak do meritum, chciałabym podzielić się z Wami moimi pierwszymi wrażeniami i spostrzeżeniami na temat SPOT-u. W zasadzie w ciągu pierwszego tygodnia zajęcia były raczej typowo organizacyjne i raczej nie zdarzało się, żebyśmy od początku zabierali się do pracy. Wykładowcy dali nam czas na oswojenie się i poinformowali nas o swoich wymaganiach oraz przebiegu zajęć. Wyjątkiem były zajęcia z tańca i szermierka, ale ja ze względu na kiepskie samopoczucie musiałam odpuścić. Na tych zajęciach pojawiłam się dopiero dzisiaj i muszę powiedzieć, że czeka mnie mnóstwo pracy. Nie, żebym spodziewała się inaczej, ale dopiero teraz zobaczyłam nad czym muszę popracować. Na tańcu mieliśmy dzisiaj elementy balety. Zupełne podstawy, a jednak wcale nie takie łatwe jakby się wydawało. Jestem jednak dobrej myśli i uważam, że z czasem będzie coraz lepiej. Co prawda będzie to okupione ogromny bólem po każdym takim ćwiczeniu, ale to wszystko dla naszego dobra. Aktor musi mieć wyjątkowo sprawne ciało.
Na szermierce z kolei było naprawdę bardzo ciekawie. Ćwiczyliśmy, w jaki sposób można wykonać "uderzenie" partnera, żeby wyglądało realistycznie. Biliśmy się z otwartej dłoni, pięściami w twarz, w brzuch, upadaliśmy pod wpłyem uderzenia, targaliśmy się za włosy itp. Wszystko brzmi dosyć przerażająco, ale nikomu nie stała się krzywda, albowiem musieliśmy to zrobić w taki sposób, żeby tego uderzenia wcale nie było, a żeby widz pozostał pod wrażeniem poważnej bójki. Zrobiliśmy sobie nawet takie mini - etiudy. Wiecie co? To na pierwszy rzut oka wydaje się łatwe, ale wcale nie jest. Potrzebna jest szybkość, zwinność, koncentracja, wyczucie, a przede wszystkim zaufanie i współpraca. Bez tego ani rusz. W przeciwnym wypadku w życiu nie będzie to wyglądało naturalnie. Za tydzień mamy poćwiczyć kopnięcia w krocze :D
Dodatkowo dzisiaj miałam 3 - godzinne zajęcia z etiud. Prowadzący jest bardzo wesołą osobą, więc nie wchodziliśmy do sali zestresowani. Panowała bardzo przyjemna atmosfera, bo ciągle się śmialiśmy. Na początku mieliśmy małą rozgrzewkę i wymawianie samogłoski "a" na emocjach. Czyli przykładowo trzeba było powiedzieć "a" z nienawiścią, ze złością czy z miłością. To ostatnie sprawiało nam najwięcej trudności. Nie wiem dlaczego jest tak, że wszystko co pozytywne jest trudniejsze do pokazania, niż to, co negatywne...

Wczoraj odbyły się zajęcia z emisji. Każdy z nas nagrywał swój głos w studio nagraniowym czytając taki oto wiersz:

Niełatwa słów wymowa.

Ha, trudna na to rada! 
Jeszcze trudniejsze słowa, 
Gdy się je w całość składa.

Spójrz w przestrzeń w blaskach zorzy:
Gra życiem, skrzy srebrzyście;
A w drzewkach wietrzyk Boży
Splątane czesze liście.

Z otchłani mgła tchła obła,
Trzchnął trznadel, pstrąg głąb pruje,
Wybrnęła wydra z brodła,
Dżdżownica źdźbło dżdżu żuje.

Chrząszcz pszczołę wstrząsł w strzelinę,
Zaś pchła pchłę pchnęła w popiół,
Trwożnie brzmiał trzmiel w trzcinie,
Póki swego nie dopiął.

I ty dopnij, chociaż
Słów kształty krztuszą krtanie;
Co jednak umiesz, pokaż,
Ułóż to w płynne zdanie.

Parł wprzód wśród śrub
Przez złom zły w łzach,
Wplótł w plan plon klątw,
Kłuł go chłód w kłach.

Szedł wszerz przez wrzos,
w krok krak wron grał,
Nie szczuł psem pszczół
–- Psa pchła szał w szkwał.

W krąg grom brzmień brzmiał
W tle tlił lśnień blask
Wszczął pszczyć też deszcz
W czczy burzy czas.

W chmur zwrot wrył wzrok
Giez go gryzł zły
Z nerw drań darł darń,
Plótł trzy po trzy.

Akurat my mieliśmy w wersji skróconej, ale podaję całość :) Nagranie zostało zachowane na komputerze, żebyśmy mogli sobie porównać, jakie zaszły zmiany. Później uczyliśmy się w jaki sposób ten wiersz powinien zostać powiedziany. Sporo czasu trzeba będzie poświęcić na naukę rytmiki i akcentów przede wszystkim, bo to sprawia mi największy problem. Póki co jestem w tej kwestii zupełnie zielona. Postaram się z Wami dzielić na bieżąco tym, czego dowiem się na zajęciach. Być może komuś się przyda.
Na zakończenie dnia poszliśmy do Muzeum Historycznego Miasta Krakowa - Fabryki Schindlera. Jedyne, co mogę rzec: naprawdę warto. Być w Krakowie i nie zwiedzić tego muzeum to niepowetowana strata. Gorąco zachęcam. Dla zainteresowanych, podaję stronę, żebyście mogli zaczerpnąć trochę informacji.

To na razie tyle w temacie. Jutro kolejne ćwiczenia z emisji i z wiersza. Niedługo możecie spodziewać się następnych relacji z zajęć. Zapewniam, że będzie tego coraz więcej ;)


wtorek, 2 września 2014

Wir nowości

Kochani, kochani!

Po długiej nieobecności nareszcie do Was wracam. Do tej pory wszystko jakoś trochę ucichło, były wakacje - czas sielanki i malutka stagnacja, ale to jedynie cisza przed burzą. Teraz będzie się działo! Dajcie mi trochę czasu na uporządkowanie swoich spraw, a już niedługo będziecie mogli przeczytać relacje z pierwszych zajęć. Na chwilę obecną nie chcę za dużo zdradzać i obiecywać w ciemno, ale myślę, że będzie ciekawie.

Od wczoraj jestem w Krakowie, dziś o 12 miałam rozpoczęcie roku w SPOT na ul. Dekerta, bo właśnie tam odbywać się będą wszystkie zajęcia. Niestety, na dzień dobry mieliśmy spory poślizg, bo jeden z naszych mentorów spóźnił się dobre pół godziny. Cóż zrobić... Trzeba brać pod uwagę, że wykładowcami są czynni zawodowo aktorzy i takie sytuacje mogą być codziennością. Będzie czas przywyknąć.
Zaraz po tym pokazano nam prezentację szkoły. Każdy z wykładowców (jeśli dobrze pamiętam to było 6 lub 7 osób, zabrakło jedynie dyrektora, pana Kochanowskiego) przedstawił się i opowiedział mniej lub bardziej zwięźle o swoich zajęciach. Później się z nami pożegnali i zostaliśmy poinformowani o wszystkich formalnościach. Okazało się, że plan podawany jest na cały miesiąc, a nie tydzień jak w przypadku LARTu, co znacznie ułatwia znalezienie pracy. Tego obawiałam się chyba najbardziej.
Dostaliśmy indeksy, plany zajęć, przydziały do grup i to by było na tyle. Jutro już pierwsze zajęcia: wiedza o teatrze, dykcja i szermierka. Prawdę mówiąc to ostatnie najmniej mi się póki co uśmiecha, bo jakoś nie czuję się w tego typu dyscyplinach sportowych (zwłaszcze, że teraz mój stan zdrowia pozostawia wiele do życzenia), ale może nie będzie tak najgorzej. Przede mną jedna wielka niewiadoma, ale mam nadzieję, że wszystko się pięknie poukłada :)

Poza tym podczas podróży do Krakowa przyszło natchnienie i machnęłam sobie dwa felietony. Jeden z nich jest już dostęny na LICZI. Serdecznie zapraszam do czytania.

Z ciekawszych informacji mam dla wielbicieli teatru nie lada gratkę. Patrycja i Zuzia z LICZI zorganizowały w Szczecinie warsztaty teatralne z aktorami, których na pewno znacie ze szklanego ekranu. Będzie to cykl weekendowych spotkań m.in. z Kasią Maciąg, Mateuszem Damięckim, Anią Cieślak czy Małgorzatą Buczkowską. PASSION WEEKEND, jak nazwane zostało to wielkie wydarzenie, zwieńczone będzie wywiadami na żywo, na które może przyjść każdy!
Więcej informacji o warsztatach na stronie LICZI. Śledźcie także facebookowy fanpage, na którym będziecie na bieżąco informowani o wszystkim. Zapraszamy!