"Kochajcie teatr w sobie, a nie siebie w teatrze"
~Konstanty Stanisławski

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Trudne początki

Mówi się, że początki zawsze są trudne. Naprawdę nie spodziewałam się, że może być aż tak trudno. Od ponad miesiąca mam potworny ból zatok, przez co rozsadza mi głowę, do tego od dwóch tygodni dołączyła obrzęknięta krtań. Jakoś nie było czasu iść do lekarza i trzeba było funkcjonować dalej. Z takimi przypadłościami normalnie uczestniczyłam w zajęciach jeszcze do zeszłego tygodnia, wydzierając się na scenach czy ćwicząc głos i dykcję. Z tym, że coraz bardziej zaczęło mi to dokuczać, więc trochę odpuściłam te przedmioty. Niestety, dziś, kiedy wreszcie udało mi się dostać do mojej cudownej pani doktor, okazało się, że mam: zapalenie zatok, zapalenie krtani i tchawicy. Iście rozkoszne trio. Najwyraźniej krakowski klimat wyjątkowo mi nie służy, bo odkąd tu mieszkam, to więcej choruję niż tryskam zdrowiem. Może to okres jesienno - zimowy też się przyczynił. Zobaczymy jak będzie dalej. Na razie wykupiłam pół apteki, żeby wyleczyć te przypadłości. Liczę na to, że to coś pomoże.

Jeszcze jestem taka mądra, że tydzień temu umówiłam się na casting do nowego teatru powstającego właśnie w Krakowie. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że nie jest ze mną kolorowo. Dostałam termin na dzisiaj na 17:40 i kazano mi zaprezentować monolog współczesny. Mimo wszystko, skoro już się umówiłam, nie chciałam zmarnować swojej szansy, więc oczywiście tam podreptałam. Zestresowana niemożliwie, milion razy już w myślach rezygnowałam. Ach! Co człowiek sam sobie potrafi narobić w głowie! Kiedy dotarłam przed czasem (chociaż wstrzymano u mnie ruch tramwajowy, więc wszystko wskazywało na to, że mogę nie dojechać) i weszłam, okazało się, że w sali czekają tylko 3 osoby - organizatorzy. Wpuścili mnie od razu przed czasem. Wyraziłam głośno swoje zdziwienie, że tutaj takie pustki (z reguł przecież castingi są oblegane, a tu jeszcze się przed czasem wchodziło). Pani A., która jest aktorką, wytłumczyła mi, że niektórzy odwołali z różnych powodów. Po czym dodała, że to było niedobre wejście, że tak wytykam coś takiego. Że bardzo nietaktowne. Zaśmiałam się i przeprosiłam, no bo co mi zostało... A ona powiedziała: "Daj spokój. Rozbieraj się i wejdź z taką pewnością siebie jak na początku". No więc to najwyraźniej był mały teścik. Miałam przygotowany monolog z filmu "Jesienna sonata" w reżyserii Irgmana Bergmana. Mocny kawałek. Jeszcze wczoraj kiepsko mi to szło, bo za późno się za to zabrałam, ale udało mi się dobrze przyswoić tekst i wypracować sposób mówienia, do tego stopnia, że wszystko to czułam w sobie i nawet potrafiłam się w kluczowym momencie rozpłakać bez żadnego problemu.
Jednak na castingu pojawiło się małe zaskoczenie. Reżyser dał mi partnerkę, z którą miałam prowadzić dialog z tekstem monologu. I tutaj już nie udało mi się tego zrobić tak fajnie, jak chciałam. Kobieta mi co chwilę przerywała i zrobił się z tego miałki tekst, nic dobrego z tego nie wyszło. Ja sama poza tym trochę się pogubiłam i przez stres nie byłam w stanie tego obronić. Czuję, ze nie dałam z siebie wszystkiego, co jest najgorszym z możliwych uczuć po wyjściu z castingu. Bo jeśli się nie uda, ale czujesz, że dałeś z siebie wszystko, co mogłeś w danej chwilii dać, to czujesz po tym jakąś satysfakcję, że w ogóle to przeszedłeś, czujesz się silniejszy. Ale kiedy zdajesz sobie sprawę, że wszystko położyłeś, to nagle pojawiają się pretensje skierowane pod swoim adresem. Bo przecież wiem, żę POTRAFIĘ LEPIEJ.

Z drugiej strony... To tylko casting. Przede mną jeszcze ich miliony. Może z biegiem czasu się przyzwyczaję i będzie lepiej? W każdym razie, jeśli będę się tym tak przejmowała i żuła ciągle te szmaty, na pewno mi to nie pomoże. Więc wywalam to tutaj, jako jedno z moich mniej przyjemnych wspomnień z początku mojej długiej i wyboistej, aktorskiej drogi. Będę się kiedyś z niego śmiała, a teraz zostawiam to tutaj, zamykam, a w głowie robię miejsce na coś innego.! :-)